Testuję bardzo dużo kosmetyków ale nie wszystkie zostają zrecenzowane w pełnym wymiarze na tym blogu czy moim kanale YouTube. Dlatego powstał też projekt denko, w którym streszczam wam pokrótce moje wrażenia i odczucia z używania kosmetyków różnej maści. Ostatnio sporo z was pytało kiedy kolejne denko, tak więc odpowiadam – właśnie teraz. Zapraszam do lektury.
Zew for men
Naturalny dezodorant
O tym produkcie chciałem napisać już dawno temu. Od roku lub nawet dłużej nie używam innego dezodorantu niż Zew for men. Zakochałem się w nim od pierwszego użycia i zawsze zamawiam kilka sztuk żeby mieć zapas. Naturalny dezodorant Zew występuje w formie sztyftu, wykręcanego z plastikowego pojemnika. Wszystko utrzymane jest w ciemnozielonych barwach. Sam pojemnik dodatkowo jest jeszcze w papierowo-aluminiowej puszce dla bezpieczeństwa. Pojemność to 80g. Sztyft ma beżowy kolor, a jego zapach jest niezwykle przyjemny bo drzewno-cytrusowy. No dobra ale nie samo opakowanie się tu liczy tylko działanie.
Po pierwsze dezodorant Zew zawiera ekstrakt z czarnej huby, który wykazuje silne działanie antyoksydacyjne, przeciwzapalne i łagodzące podrażnienia. Co więcej, filtrat z fermentacji drożdży neutralizuje przykre zapachy, a skrobia z manioku wchłania pot, łagodzi podrażnienia i stany zapalne skóry. Poza tym mamy tu 97% składników pochodzenia naturalnego. Sztyft nakładamy po umyciu na suchą skórę. Nie zostawia on żadnych plam (białych, żółtych itd.) i nie tworzy mokrych zosiek, ani nie brudzi ubrań. Kapitalnie neutralizuje przykre zapachy mimo, że sam nie pachnie jakoś specjalnie długo. Od kiedy go stosuję nie mam żadnych podrażnień, odparzeń itd. Mam pewność, że zawsze będę świeży i zabezpieczony. Jeden sztyft wystarcza na co najmniej 2 miesiące normalnego stosowania. Jego koszt to widełki 48-65 zł. Jest to niemało jak za dezodorant ale jego działanie, wydajność jest super i mocno go polecam. Warto czatować sobie na promki i od razu kupić 2-3 sztuki.
Nawilżający krem do twarzy
Kolejny kosmetyk od Zew, który jest ze mną już długo i na bieżąco uzupełniam jego stan w mojej kosmetyczce to multi-zadaniowy krem nawilżający do twarzy. Kremik mieści się w 30 ml szklanym słoiczku z zieloną etykietą i czarną zakrętką (są też aluminiowe tuby 80 ml). Krem jest biały, połyskujący i odznacza się drzewno-pikantnym zapachem, na który składają się nuty bergamotki, goździka, wanilii i drzewa sandałowego.
Krem cenię sobie bardzo za kilka rzeczy. Po pierwsze ma świetną lekką konsystencję i szybko się wchłania, nie tłuści twarzy. Można go używać na dzień i na noc. Po drugie, sprawdza się do każdego rodzaju twarzy, typu cery itd. Dogłębnie odżywia i regeneruje skórę. Po trzecie w składzie mamy też olej arganowy, masło shea, olej kokosowy, które które wzmacniają skórę i chronią ją przed utratą wody. Co więcej, wosk z borówki działa natłuszczająco, olej z baobabu uelastycznia naskórek, a olej konopny chroni cerę przed negatywnym działaniem wolnych rodników. Kremem można też smarować ogólnie ciało, tatuaże itd. Mały słoiczek 30 ml można mieć zawsze pod ręką gdy zajdzie potrzeba użycia kremu. Dla mnie mega produkt i super opcja. Cena za 30 ml to 39 zł, za 80 ml – 88 zł. Polecam mocno.
BIOnly Roots szampon i żel pod prysznic 2w1
Bardzo fajny żel pod prysznic o przyjemnym zapachu, fajnym składzie, super cenie. Pełną recenzję przeczytasz tutaj: BIOnly Roots Agar Wood & Golden Oud.
Ralls Icy Shower Gel + Supreme Refresh Lotion
Ralls to nowa polska marka specjalizująca się w produkcji kosmetyków dla mężczyzn. W tym zestawieniu zawarłem krem nawilżający do twarzy do codziennej pielęgnacji, który ma fajne działanie, a do tego jest matowy oraz żel pod prysznic o chłodzącym działaniu, idealny do gorące dni. Jako, że recenzowałem pełną linię tych produktów odsyłam was do recenzji wideo, żeby się tu nie powtarzać. Zapraszam. Zostawiam wam też time stamps abyście mogli łatwiej trafić:
04:16 – Icy Shower Gel (żel pod prysznic) i 04:58 – Supreme Refresh Lotion (krem do twarzy i brody)
Cyrulicy antyżel
Dawno nie używałem niczego spod bandery Cyrulików. Marka bardzo się rozwinęła, a ich oferta poszerzyła o wiele ciekawych kosmetyków. Jednym z nich jest antyżel, który jest żelem do twarzy mającym na celu przeciwdziałać odwodnieniu skóry, niszczeniu się naskórka, a także zmęczeniu. Antyżel mieści się w białej plastikowej butelce z pompką o pojemności 110 ml. Etykieta jest bardzo minimalistyczna i skromna co bardzo mi się podoba. Sam produkt jest koloru żółto-pomarańczowego, a jego konsystencja nieco wodnista aniżeli mocno żelowa. Kwiatowy zapach wydobywający się podczas mycia jest bardzo przyjemny i świeży.
Skład bogaty jest w różnego rodzaju substancje, które mają nie tylko oczyścić skórę, ale także ją zregenerować, ujędrnić, nawilżyć, wygładzić itd. Wśród substancji czynnych mamy Energen, który rewitalizuje skórę, ferment z owsa, który przywraca równowagę mikrobiomu, ferment Marsturizer, który chroni przez niszczeniem naskórka oraz ekstrakt z rozmarynu, który oczyszcza i zapobiega podrażnieniom. A także D-panthenol z betainą, które dogłębnie nawilżają oraz olej z pestek dyni, który nadaje elastyczność i jędrność. Cena za 110 ml to 59 zł. Ogólnie jestem z niego bardzo zadowolony, fajnie działa, super orzeźwia także polecam.
Inker Tattoo Cream
Inker to marka stworzona przez dobrze znaną wszystkim firmę z Poznania – Pan Drwal. Inker ma być osobną marką poświęconą tylko pielęgnacji tatuaży. Krem który widzicie na zdjęciu to produkt do codziennej pielęgnacji dziar. Co prawda można go stosować również na świeży tatuaż, jako że jest to kosmetyk delikatny i ma w 100% naturalny, wegański skład. Ale o tym zaraz. Kremik mieści się w typowym dla kremów do dziar pudełeczku z pompką o pojemności 50 ml. Inker Tattoo Cream jest biały o kremowej konsystencji i wyróżniający się pięknym owocowym zapachem mango i brzoskwini.
Do ważniejszych składników kremu należą: wyciąg z alg, który zmiękcza i wygładza skórę, ma działanie antyoksydacyjne; ekstrakt z indyjskiej bazylii zwalczający bakterie; wyciąg z owoców ostropestu plamistego, który wspomaga regenerację naskórka oraz chroni go przed wysuszeniem. W składzie również kompozycja olejów z pestek winogron, makadamia i jojoba, dzięki którym skóra będzie głęboko nawilżona, sprężysta i chroniona przed czynnikami zewnętrznymi.
Kiedy skończył mi się mój ulubiony Ink-Lab (nie wiem co dzieje się z tą marką) zacząłem używać Inkera i byłem zadowolony także myślę, że to fajny zamiennik. Za 50 ml produktu zapłacimy 39 zł. A no i nie wspomniałem o kozackiej etykiecie i szacie graficznej. Cieszy oko.
Masveri Shade Beard Shampoo
Marka Masveri niejednokrotnie gościła w moich denkowych zestawieniach. Recenzowałem też kiedyś ich pierwsze produkty, żele, szampony itd. Marka, która początkowo (tak mi się wydaje) aspirowała na mocno barberską firmę weszła do drogerii i zyskała dużą popularność przede wszystkim dzięki fajnym kosmetykom za przyzwoitą cenę. Dziś skupimy się na szamponie do brody, który kupiłem jakiś czas temu z braku laku spacerując alejkami Rossmanna. Szampon mieści się w plastikowej butelce formą przypominającą te większe butelki z szamponami do włosów. Pojemność opakowania to 150 ml. U góry mamy funkcjonalną pompkę z systemem open/close. Etykietka typowa dla Masveri, tu w kolorze zgniłej zieleni czy jakichś szarościach/grafitach (zależy od światła).
Szampon do brody ma słomkowy kolor i jest gęsty i treściwy. Ma bardzo przyjemny zapach opisywany przez producenta jako energetyczny, a jest to połączenie akordów wanilii, kasztanowca, kardamonu i szałwii. Trzeba przyznać, że ciekawa kompozycja i faktycznie umila poranną ablucję. Co do składu mamy tu 97% składników naturalnych, bez sls i sles i produkt był testowany dermatologicznie. W środku ekstrakt z lotosu, białej herbaty, gujawy, olej neem (znany jako margosa) i olej marula. Masveri zawsze zadziwiało mnie doborem substancji, często dotychczas mi nieznanych. Taka kompozycja świetnie oczyszcza (szampon super się pieni), nawilża, rewitalizuje i łagodzi podrażnienia. I kurczę faktycznie tak jest. To naprawdę przyzwoity szamponik za nieduże pieniądze bo za 150 ml zapłacimy coś ok 25 zł. Również polecam.
Silkclay Silkspray Sea Salt Texture Spray
O tym produkcie nagrałem dedykowany film, więc go załączam poniżej. A Silkspray znalazł się tu ponieważ w końcu go wyzerowałem. Zachęcam do obejrzenia.
One thought on “Projekt denko #14 – Inker, Cyrulicy, Zew for men, Masveri, Silkclay, BIOnly”